Wspomnienie o dr. Januszu Kamockim
„Me serce jest w Sandomierzu”
Pożegnanie Janusza Saryusz- Kamockiego
(2 sierpnia 1927, Warszawa - 22 października 2021, Kraków)
To było tak niedawno. W połowie czerwca bieżącego roku. Przyjazd sędziwego Janusza Kamockiego do Sandomierza. Odwiedziny miejsc szczególnie mu bliskich: rodzinnego grobowca na Cmentarzu Katedralnym, mogiły „Pielaszowiaków”, także I Liceum Ogólnokształcącego - Collegium Gostomianum, które przejęło tradycje Liceum im. Józefa Piłsudskiego, przy ul.Żeromskiego;ukończył je w 1946 roku. Odwiedził też szkołę w Mściowie. Zapewne spoglądał stamtąd na okalającą od południa pradolinę Wisły, krawędź Wyżyny Sandomierskiej: tam było Podgaje, tam stał murowany dwór Kamockich zwieńczony charakterystyczną, wyniosłą wieżyczką, jego rodzinny dom. Koronnym motywem wizyty Janusza Kamockiego w Sandomierzu było spotkanie w Ratuszu w dniu 18 czerwca. Prezentacja tomu wierszy Halszki Kamockiej, Jego Matki. Do tej pory publikowanych w nader skromnym wymiarze. Cieszył oczy gustownie wydany tomik zatytułowany „Szło ku mnie szczęście”, opublikowany staraniem Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Jana Długosza, skomponowany i poprzedzony wstępem przez Danutę Paszkowską. Ich wybór zaprezentowała Grupa Artystyczna Etiuda; a jeden z wierszy – „Gucio idealny” – odczytał z werwą Janusz Kamocki. Były kwiaty, serdeczne słowa skierowane ku Gościowi przez organizatorkę spotkania, Barbarę Rożek - dyrektorkę biblioteki, burmistrza Marcina Marca, starostę Marcina Piwnika. Przyszedł wreszcie czas na miłą powinność ze strony Pana Janusza – dedykacyjne wpisy na podsuwanych tomikach. Dedykację na naszym, rodzinnym egzemplarzu, rozpoczynały słowa: „Mirce i Krzysiowi moim starym przyjaciołom….”
W imię tej „starej przyjaźni” piszę ten tekst: pożegnanie Janusza Saryusz-Kamockiego, sandomierskiego rodaka, pięknego duchem i czynami życia, zmarłego w swym rodzinnym krakowskim domu w dniu 22 października 2021 roku.
„Bardzo lubię i cenię Kraków, w którym mieszkam od 65 lat, ale me serce jest w Sandomierzu, w którym mieszkałem 19 lat”. Taką deklarację złożył Janusz Kamocki w sandomierskim Ratuszu w 2011 roku podczas spotkania z cyklu „Wybitni Sandomierzanie” zorganizowanego przez Towarzystwo Naukowe Sandomierskie. Zapewne gotów byłby złożyć i później, kiedy przybywało krakowskich lat Jego żywota. A Sandomierz trwał... Mocna kotwica pamięci, wartości, piękna, duchowej siły zarzucona w Jego serce.
Należał do czwartego pokolenia sandomierskiej linii ziemiańskiej rodziny Saryusz-Kamockich herbu „Jelita”. Ich wiekowym gniazdem była Ziemia Piotrkowska. To stamtąd przybył w Sandomierskie pradziad Włodzimierz, komendant poczty powstańczej powiatu piotrkowskiego w Powstaniu Styczniowym, kiedy po jego zmierzchu począł palić mu się grunt pod nogami. Uzyskał dzierżawę podsandomierskiego Mokoszyna, należącego do dóbr donacyjnych (skonfiskowanych przez władze rosyjskie majątków kościelnych i królewszczyzn). Wkrótce zakupił na własność folwarki: Gerlachów, Jaroszówkę, Podgaje. Taki był początek sandomierskich dziejów tej familii. Jej szczególnym rysem, dochodzącym wyraziście do głosu w kolejnych pokoleniach był patriotyzm, przywiązanie do sprawy polskiej, gotowość służby dla niej, społecznej i żołnierskiej. Dziadek Janusza Kamockiego, Witold, zapisał czytelną po dziś kartę w dziejach Sandomierza: w 1909 roku był jednym z założycieli Towarzystwa Biblioteki Publicznej i Czytelni im. Jana Długosza, redagował miejscowe pisma: „Sandomierzanina”, a w 1920 roku - „Ziemię Sandomierską”.
Jego córka, Halszka (Elżbieta), podczas studiów w warszawskiej Wolnej Wszechnicy związała się na jakiś czas z „Redutą”,eksperymentalnym teatrem Juliusza Osterwy, jako recytatorka i aktorka. W 1923 roku wyszła za mąż za dalekiego kuzyna, Gustawa Kamockiego, absolwenta warszawskiej politechniki, obrońcę Lwowa w 1918 roku, żołnierza wojny polsko-bolszewickiej, w 1920 roku.
Janusz, jedynak Halszki i Gustawa, wzrastał w cieniu niegasnącego wspomnienia wuja, Janusza Saryusz-Kamockiego (to po nim otrzymał imię Janusz), studenta krakowskiej polonistyki, który z poczucia obowiązku wobec Niepodległej jesienią 1918 roku wyruszył na odsiecz Lwowa w ochotniczym zaciągu Legii Akademickiej. 3 stycznia 1919 roku poległ pod Przemyślem od ukraińskiej kuli. Młody Janusz Kamocki, zapewne nie raz odwiedzając Cmentarz Katedralny,odczytywał dumny napis na tablicy grobowej swego 19-letniego, w chwili śmierci, wuja: „Stać nas, abyśmy światu dali nowe Termopile” – odnoszący się do walk o polski Lwów.
To były impulsy, które mocno oddziaływały na kształtowanie się osobowości Janusza Kamockiego, uświadamiały niezbędność jego włączenia się w imię wierności drodze ojców do niepodległościowej konspiracji – gdy Polska w 1939 roku straciła wolność.
To był trudny czas. Zabrakło ojca, Gustawa Kamockiego, zmobilizowanego w końcu sierpnia 1939 roku. Ze swym pułkiem przekroczył granicę węgierską. Dotarł stamtąd na Bliski Wschód. Bronił Tobruku – żołnierz Brygady Karpackiej, w maju 1944 roku zdobywał Monte Cassino. Po zakończeniu wojny ciężko chorował, zmarł w 1948 roku w Walii. Halszka Kamocka musiała sobie radzić sama w Podgaju, należała do „Uprawy”, organizacji ziemian i przemysłowców, otaczającej m.in. opieką licznych uciekinierów wojennych, współpracowała z podziemiem. W roku 1942 majątek Kamockich skonfiskowali Niemcy, tworząc tzw. Liegenschaft. Halszka, pozbawiona swej własności, znalazła zatrudnienie w administracji odebranego jej majątku jako tłumaczka i sekretarka.
W listopadzie 1942 roku rozpoczął się czas wojskowej, konspiracyjnej służby Janusza Kamockiego. Pierwszy jej etap to Narodowa Organizacja Wojskowa – najsilniejsza struktura konspiracyjna w Sandomierzu, przybrał pseudonim „Orcio”, po zjednoczeniu NOW z Armią Krajowa – nosił pseudonim „Mamut”.
W dniu 30 lipca 1944 r. pod Pielaszowem miała miejsce tragiczna bitwa z niemiecką obławą I batalionu 2ppLeg. AK. Śmierć wielu młodych Sandomierzan i Sandomierzanek, których znał, z tajnych kompletów, z konspiracyjnych szkoleń. Ogromna trauma akowskiego środowiskowa, całej sandomierskiej wspólnoty. Niedługo później weszła do Sandomierza Armia Czerwona, a z nią NKWD i komunistyczna bezpieka. Początek represji skierowanych nade wszystko w członków zbrojnego podziemia. W tych trudnych warunkach rodziła się kolejna struktura konspiracyjna: Narodowe Zjednoczenie Wojskowe. Wstąpiło do niej wielu żołnierzy AK, pośród nich Janusz Kamocki – tym razem przybrał pseudonim „Eters”.
Tamten czas utrwalił się mocno w Jego pamięci. „Zeszytom Sandomierskim” ofiarował na przestrzeni lat przygarść wspomnieniowych tekstów. Pisał m.in. o zawiązaniu się szkolnej konspiracji, o sandomierskim harcerstwie, podejmującym wysiłki, aby zachować ideowe wartości w obliczu nowej, w wielu aspektach wrogiej harcerskiemu etosowi służby i pracy rzeczywistości. Dla Janusza Kamockiego był to czas trudnych doświadczeń. Kres Podgaja, stłamszonego jak inne ziemiańskie gniazda komunistycznym butem, parcelacja rodzinnego majątku. Przenosiny do Sandomierza, do wynajętego skromnego kąta, „początkowo żyliśmy z produkcji kwasu chlebowego, później mama została zatrudniona jako sekretarka w gimnazjum” – wspominał po latach. W 1946 roku po maturze wyjechał do Krakowa, rozpoczął etnograficzne studia na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz dyplomatyczne w Szkole Nauk Politycznych przy Wydziale Prawa UJ. W ślad za nim, po dwóch latach, wyjechały z Sandomierza Matka i Babcia.
Po ukończeniu studiów etnograficznych Janusz Kamocki pracą zawodową i naukową związał się z krakowskim Muzeum Etnograficznym. Pracował w nim od 1952 roku do emerytury, długie lata jako kierownik działu etnografii pozaeuropejskiej. Ceniony, poważany, także podziwiany za swą naukowa pasję, zawodowe osiągnięcia, liczne publikacje, także za czar swej osobowości.
Na przestrzeni lat brał udział w wielu wyprawach do odległych części świata, egzotycznych cywilizacji i kultur, m.in. Afganistanu, Armenii, Iranu, Indonezji, Indii, Nepalu, Singapuru. Badał m.in. kostiumologię ludową, demonologię, obrzędy kultowe, pierwotne religie, powstawanie poczucia narodowego.. To tylko zwięzłe sygnały badawczych zainteresowań i geografii wypraw naukowych Janusza Kamockiego. Kto ciekaw niech sięgnie po Jego książkę „Etnologia ludów pozaeuropejskich”, Kraków 2003.
Drugi motyw jego naukowych badań to polskie osadnictwo poza granicami kraju. Zarówno to geograficznie bliskie: na Zaolziu, Spiszu i Orawie, Łużycach i to odległe, a sercem bardzo bliskie: polskie skupiska w Kazachstanie, Turkiestanie, Tatarstanie, Uzbekistanie, powstałe w efekcie tragedii wywózek na „nieludzką ziemię” mieszkańców wschodnich województw II Rzeczypospolitej zagarniętych przez Związek Sowiecki w wyniku agresji 17 września 1939 roku. To były szczególne wyprawy badawcze, których podjęcie umożliwił rozpad Związku Sowieckiego. Nasycone wielkimi emocjami. W ostaniach kilkunastu latach wyprawiał się na Węgry. Badał osadnictwo we wsi Darenk w okolicach Miszkolca, zasiedlonej w 1717 roku przez chłopów ze Spisza i Podhala. Wieś zniknęła z powierzchni ziemi w 1943 roku decyzją władz węgierskich, ale wciąż istnieje w pamięci, zwyczajach (doroczne pielgrzymki do miejsca, gdzie niegdyś była) rozproszonych na terenie Węgier potomków jej dawnych mieszkańców.
Na początku swej naukowej pracy Janusz Kamocki prowadził kilkuletnie badania terenowe, których tematem był dawny strój sandomierski. Podjął je w okresie, kiedy w zbiorach muzealnych strój ten był reprezentowany zaledwie jedną sukmaną. Spenetrował 185 wsi ziemi sandomierskiej, odbył setki rozmów, głównie z wiekowymi ich mieszkańcami, udokumentował wygląd dawnego stroju sandomierskiego, opisał jego historię. Rezultaty swych badań, zatytułowane „Strój sandomierski”, opublikował w 1957 roku. Wyznał kiedyś, że swe terenowe poszukiwania traktował jako moralny obowiązek wobec rodzinnej, sandomierskiej ziemi.
Tamte badania przysporzyły wiele materiału do Jego pracy doktorskiej „Wpływy polityczne na przemiany stroju ludowego północnej Małopolski w dobie porozbiorowej 1772-1918”, obronionej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu w 1964 roku. Po przejściu na emeryturę nadal był czynny, wykładał m.in. na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, Uniwersytecie Śląskim, Uniwersytecie Polskim w Wilnie, także w Wyższej Szkole Humanistyczno- Przyrodniczej w Sandomierzu.
W sierpniu 1962 roku został aresztowany przez Wydział Śledczy SB. Pół roku później skazany przez Sąd Wojewódzki w Krakowie na karę roku więzienia pod zarzutem utworzenia organizacji konspiracyjnej i nielegalne posiadanie broni. Był jednym z tych żołnierzy Polski Podziemnej, którzy do serca wzięli ostatni rozkaz generała Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” skierowany do żołnierzy Armii Karowej: „Starajcie się być przewodnikami narodu i realizatorami Niepodległego Państwa Polskiego”. To była jego droga, jego żołnierska powinność. Nie uznawał narzuconego Polsce pojałtańskiego „porządku” politycznego. Wiele czynił, aby podtrzymywać, upowszechniać przekonanie, że Polska Niepodległa powróci na mapę Europy, wierna swej tradycji, kulturze, chrześcijańskiej tożsamości, że komunizm na zawsze zejdzie ze sceny polskiego życia. Zainicjował powstanie niepodległościowego ugrupowania „Zamek”, które utrzymywało kontakty z Rządem Rzeczypospolitej na Uchodźstwie, otrzymał od niego Krzyż Armii Krajowej. W latach 80. zeszłego wieku był ideowo i organizacyjne związany z ugrupowaniami niepodległościowymi, m.in. ze Stronnictwem Wierności Rzeczypospolitej, ze środowiskami antykomunistycznymi.
Po 1989 roku Działał w Światowym Związku Żołnierzy Armii Krajowe, m.in. uczestniczył 29 czerwca 2017 roku w przekazaniu tradycji Komendy Głównej Armii Krajowej Dowództwa Wojsk Obrony Terytorialnej – z tą formacją utrzymywał serdeczne więzy. Był honorowany wysokimi odznaczeniami państwowymi, m.in. Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Orderu Krzyża Niepodległości.
Był także, to oczywiste, bardzo aktywny w sandomierskim środowisku 2ppLeg. AK. Przyjeżdżał zwykle na lipcowe spotkania pamięci w rocznicę bitwy pod Pielaszowem, na różnego rodzaju kombatanckie spotkania, sesje,uroczystości. Podtrzymywał serdeczne przyjaźnie z kolegami z konspiracji, z ich rodzinami. Przyciągał ku sobie swą serdecznością, błyskotliwą inteligencją, dowcipem, pogodą ducha. Kiedy trzeba było, potrafił być pryncypialny i nieustępliwy.
Był jednym z członków-założycieli Towarzystwa Naukowego Sandomierskiego, był jednym z nader cenionych współpracowników „Zeszytów Sandomierskich”. Dnia 30 października 2010 roku znalazł się w gronie trzech osób uhonorowanych tytułem Członka Honorowego Towarzystwa Naukowego Sandomierskiego. Dwaj pozostali, ks prałat Wiesław Wilk i prof. Andrzej Schinzel, zmarli również w tym roku. Sześć lat później, 25 listopada 2016 roku, dr Janusz Kamocki oraz prof. Andrzej Schinzel zostali kreowani Honorowymi Obywatelami Miasta Sandomierza.
W tamten czerwcowy wieczór, po kolacji w Hotelu Basztowym, podczas której Janusz Kamocki błyszczał narracyjną werwą, odprowadzaliśmy go do jego sandomierskiej kwatery, pokoju gościnnego Urzędu Miejskiego w Kamienicy Oleśnickich. Staliśmy chwilę, pod filarami, przyjaźnie gawędząc, przedłużając chwilę rozstania. Następnego dnia Janusz Kamocki wracał do Krakowa.
– Do widzenia Januszu, dobrej nocy – ścisnąłem na pożegnanie jego dłoń. Okazało się, ostatni raz.
Do widzenia drogi Januszu, wierny żołnierzu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, znakomity etnografie i etnologu, sandomierski rodaku, do zobaczenia na drogach wieczności.
Krzysztof Burek